czwartek, 8 października 2015

Od Renne do Willa

Powolnym krokiem zblizalismy się do jaskini.
Odgarnęłam liany zastępujące drzwi i wpuściłam kulejącego Willa.
W środku znajdowały się tylko skalne półki i kilka wazonow z kwiatami.
Nie zdążyłam zrobić żadnych zapasów, a przecież doroslemu wilków nie starczy jeden królik dziennie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Mój wzrok spoczął na torbie z eliksirami.
Była to jedyna rzecz, która została mi z poprzedniego życia.
Spojrzałam na przyjaciela. Chyba zauważył na co wcześniej patrzyłam.
-Co tam jest?
Skuliłam się trochę.
-Obiecujesz ,że nikomu nie powiesz?
Skinął głową.
Wzięłam torbę w żeby i ruszyłam ku mojemu ulubionemu miejscu.
Will pobiegł za mną.
Dotarliśmy na miejsce. Było to miejsce gdzie ze skał wypływały wszystkie rzeki.
Tam wyjęłam jedną z bardzo wielu złotych butelek.
Napiłam się zawartości.
Otoczyło mnie światło. Z daleka dobiegały mnie krzyki przyjaciela.
Wzięłam kolejny łyk.
Poczułam ból.
Światło urosło i otoczyło mnie całą.
Krzyknęłam.


***
-Renne? Renne!
Powieki nie miały siły się otworzyć.
-Renne? To ty? Coś Ci się stało?
Uchyliłam tylko jedną z powiek.
-Wiiiill?
-Renne! Co ci się stało... Ta mikstura... Ja tak przepraszam...
-Cooo!?
Wstałam. Poczułam okropny ból w nadgarstkach.
W nadgarstkach?
Zdałam sobie sprawę, że jestem człowiekiem.
-Przepraszam -powiedział i zamknął oczy.
-Co się stało???
-Ja... ja wyrwałem Ci tę butelkę... i wrzuciłem ją do wody... I wtedy ty spadłaś na ziemię i...
-I?
-I... I spadłaś na te torbę...
-Tak? -zachęciłam go z coraz gorszymi przeczuciami.
-I wszystko wylało się do rzek. - zakończył jednym tchem.

(Will?)

Od Lucyfera do Izzy

Otworzyłem oczy i podniosłem się ale nie byłem w ciele tylko wyżej. Ujrzałem mrok, a w nim Izzy z białą postacią. Krzyczałem, ale Izzy chyba mnie nie słyszała.

***
Nagle znalazłem się spowrotem na Ziemi ale czułem się nieswojo. Gdy zobaczyłem Izzy oczy zaszły mi mgłą. Moje usta coś mówiły, ale to nie ja.
-Więc kto?-słyszałem coś
-"Nie słuchaj aniołów, zaufaj swemu przyjacielowi, chociaż nawet jednemu nie pozornie słabemu...."-Reszta mi się urwała , gdy znowu widziałem zauważyłem, że Iz płacze.
-Co się stało?-zapytałem ale wadera nie odpowiedziała
-Iz proszę zaufaj mi.
Oczy wadery jakby zaiskrzyły...
(I co ty na to Iz?)

niedziela, 4 października 2015

Od Izzy do Lucyfera

Mój instynkt zabójcy pojawił sie kiedy nauczyłam się chodzić.
Teraz, kiedy miałam przed sobą żywe cele, krew mojej matki dala o sobie znak.
Skoczyłam na demona.

Ciemność.

***

Wokół mnie była pustka.
Gdzieś na dole moje ciało szarpane było przez demony, ale tutaj nie odczuwałam najmniejszych nawet tego skutków.
Moja dusza o czerwonawej poświadczenie, lewitowala wśród próżni.
Wokół mnie przewija się sceny z mojego życia.
Początki, anioły,  które próbowały sprawić bym mogła być normalna.
A późnej demony, tortury i ta wielka nienawiść,  która urosła w moim sercu.
Skulilam się,  próbujac nie myśleć o przeszłości.
Zacisnelam dłoń. Zdałam sobie sprawę ,ze przyjęłam postać człowieka. 
Więc to jest moja pierwotna forma?- zapytałam sama siebie.
-I tak, i nie. - odpowiedział głos z tylu.
Odwróciłam się i natychmiast tego pozalowalam.
Obok była postać ze światła. Nie dało się tego inaczej określić.
Światło płynęło, że wszystkich stron i otulało mnie swą poświatą.
Po raz pierwszy od tak wiele, wielu lat poczułam, że wszystko będzie dobrze.
-Isabelle. -głos był tak miękki.
Mogłabym go słuchać godzinami.
-Isabelle. - głos był bardziej natarczywy.
Spróbowałam skupić się na postaci, ignorując poczucie ulgi i radości.
-Taaak? - zapytałam rozmarzonym glosem.
Anioł otworzył usta.
I wdety pojawiła się ciemność.
Nie była już taka sama, przyjemnai ciepła.
Ta, była nieprzyjemna, wręcz przerażająca.
W powietrzu wisiało napięcie.
-Nie słuchaj aniołów. -powiedział głos Lilith. -To zdradliwe istoty. -dokończyła moja matka.
Po chwili spadłam na ziemię. Do świata rzeczywistości.
Gdy tylko oprzytomnialam do przyszło mi pytanie.
Co było tak ważne,  że chciał mnie przedtem ostrzec?

(Lucyfer?
Jak to imię pięknie wpasowalo się do kontekstu :-) )


czwartek, 1 października 2015

Od Tene do Izzy

Gdy wydawało mi się, że z nim skończyłyśmy usłyszałam
Nigdy mnie nie złamiecie
To nie była Izzy
Krew za krew
Jak na zawołanie oczy mi zaszły mgłą, a z brzucha trysnęła krew.
Nic nie widziałam.
Nie wiem gdzie była Izzy
Isabelle Izzy gdzie jesteś
Wołałam w myślach
Jestem ja Ogień
Co? O co chodzi?
Nagle zobaczyłam Izzy leżała z drugiej strony basiora.
Ktoś mu pomógł
Byli tam we dwoje.
My obie na nich dwóch
Trochę nie równe szanse.
Podniosłam się i zawyłam
Izzy poszła w me ślady
Rzuciłyśmy się na nich z furią
Nie warto nas gniewać
Później wszystko potoczyło się zbyt szybko...
***
Następnego ranka obudziłam się cała obolała
Izzy? zawołałam

środa, 30 września 2015

Od Willa do Renne

Obudziłem się w ciemnościach. Głowa okropnie mnie bolała. Nie mogłem się ruszyć, a wszystko wskazywało na to, że zwichnąłem łapę. Ale teraz liczyła się dla mnie tylko Renne. Co z nią? Czy też coś złamała? Pewnie jest głodna i zmęczona. Otworzyłem oczy. Wadera leżała skulona po drugiej stronie nory, w której się znajdywaliśmy. Na jej boku widniała paskudna rana, wciąż ociekająca krwią. Przytuliłem się do niej lekko, żeby nie sprawić jej bólu. Nie słychać było demonów, które nas wczoraj zaatakowały, ale to nie znaczyło, że jesteśmy bezpieczni. Geokinezą wydostałem nas na powierzchnię. Akurat wschodziło słońce. Mimo ran, poszedłem znaleźć pożywienie i wodę. Po godzinie upolowałem tylko dwa króliki. Wróciłem do Renne. Już się obudziła.
- Will? Gdzie jesteśmy..?
- Na powierzchni. N-nie ruszaj się - powiedziałem w chwili, gdy wilczyca miała zamiar wstać.
- Upolowałem nam coś do jedzenia. Wprawdzie to niewiele, ale zawsze lepiej, niż nic.
- D-dziękuję...
Powoli zaczęliśmy jeść.

(Renne? Przepraszam, że dopiero teraz)

poniedziałek, 28 września 2015

Od Lucyfera do Izzy

Ruszyliśmy na polanę gdzie były dwa olbrzymie jak dla mnie demony.
Jeden zielono-czarny, a drugi czerwony. Miały długie kły i jeszcze dłuższe pazury. Iz ruszyła do ataku, jednocześnie mnie odpychajac.
Zanim wyplatałem się z krzaków Izz była miotana jak piłka. Nie mogłem na to patrzeć użyłem więc mocy teleportacji, by demony wróciły do swojego wymiaru. Podbiegłem do Izz.  Była trochę poobijana, ale nic jej nie było.  Była nieprzytomna, więc wolałem poczekać aż  się ocknie. Usiadłem koło niej.
Po chwili, ponieważ sam byłem zmęczony, również położyłam się spać. 

(Izzy?)

poniedziałek, 21 września 2015

Od Izzy do Lucyfera

-Jestem Iz. - prychnęłam - Po co tu jesteś?
-Chciałbym dołączyć -odrzekł niezrażony moją odpowiedzią.
Przewróciłam oczami.
-Właśnie zostałeś przyjęty.
Dziwnie na mnie spojrzał.
-Jesteś Alphą?
Podniosłam jedną brew do góry. (Tak, tak właśnie to zrobiłam)
-Nie.
-To skąd możesz wiedzieć, że jestem przyjęty.
Wzięłam baardzo głęboki oddech.
-Może przestałbyś zadawać głupie pytania?
-Oprowadzisz mnie?
Druga brew też poszła do góry.
-Jak grochem o ścianę- mruknęłam, ale ruchem kazałam mu iść za mną.
Oprowadziłam go po moich ulubionych miejscach.
Rzeka Krwi, Las Ducha i Most Lilith.
W sumie to nie wyglądał na przerażonego, co trochę mnie zawiodło, ale nie dałam niczego po sobie poznać.
-A teraz wybacz - zaczęłam - Muszę się już zbierać.
-Gdzie idziesz?
-Na granicach watahy czyhają demony. Trzeba się ich pozbyć.
Zacisnął szczęki.
-Idę z tobą.

<cd. Lucyfer
Już nie jesteś zablokowany :-)>