Bracia Ognia?
Tym razem dam im wycisk. Mam już ich na prawdę dosyć.
Jesteś pewna? odzywa się w mojej głowie Tene
Podniosłąm jedną brew do góry.
Uśmiechnęłam się.
Są trochę zbyt rozluźnieni.
I myślą ,że nadal nie stanowię dla nich zagrożenia.
Duży błąd. Zaatakowali mnie na moim terytorium. W pełni sił. Z możliwością dużych posiłków.
I nie można też zapomnieć o mojej mamusi. W prawdzie nie wygląda na zbyt troskliwą... ale zawsze.
-Hej, ty!
Odwróciłam się.
-Czego?
-Jesteś Isabelle?
Zrobiłam wielkie oczy.
-Nie! Mam na imię Megan i bardzo nie lubię Iz. - wysyczałam.
Popatrzył na mnie dziwnie.
-Nie wierzysz mi? Zawsze możesz to sprawdzić. -uśmiechnęłam się złowieszczo.
Chyba się zdziwił.
-Jak?
Stworzyłam na ustach coś co miało przypominać uśmiech.
-Zaraz zobaczysz.
Zmrużyłam oczy i przygotowałam się do skoku.
Zawsze atakuj pierwsza.
Można odhaczyć.
Rzuciłam się na niego i wgryzłam się w czerwone futro.
Zaraz puściłam je i krzyknęłam. Nie wiedziałam ,że potrafi się zapalić.
A jednak.
-I co, złotko? Nie podoba ci się moja nowa sztuczka?
Nie przyszła mi do głowy odpowiednio miażdząca riposta, więc zaatakowałam go ponownie.
Tym razem i ja zaczęłam bawić się magią.
Skoncetrowałam się na konkretnym kawałku jego sierści.
Wyszło mi nawet lepiej niż mogłabym się spodziewać.
Odskoczył, zaskoczony zmianą temperatury.
-Chyba pora trochę zmienić klimat tej imprezy- rzuciłam.
Kiepsko, siostrzyczko. Stać cię na więcej.
Przymknij pysk, Tene i przyjdź mi pomóc.
Oczami wyobraźni widziałam jak kręci głową.
Nie pomogłabym ci nawet gdybyś poprosiła mnie ładniej. Mam własny problem.
Druga brew powędrowała w górę. To dopiero było poetyckie.
-A żebyś wiedziała. -usłyszałam z prawej.
-No w końcu.
We dwójkę poszło szybciej. Ja zamrażałam i przytrzywałam. Przyjaciółce zostawiłam rozszarpywanie gardła.
Chciałam się właśnie upewnić, czy na pewno jest martwy, gdy poczułam mocne uderzenie w głowę.
(Tene? Proszę postaraj się odpisać trochę lepiej.
Obie wiemy na co cię stać. Oglądanie poprzedniego opowiadania nie było szczególnie ekscytujące...
;-( :-( :-( )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz