Dziękowałam po raz kolejny losowi, że jest ze mną Will.
Dzisiaj tak wiele razy otarłam się o śmierć.
I tyle samo razy uratował mnie właśnie ten basior.
Może skoro sama do niczego się nie nadaję, to chociaż życie podaruje mi wartościowe osoby?
Bardzo chciałabym w to wierzyć.
Wzięłam głęboki oddech.
Proszę niech ten koszmar się skończy.
Proszę.
-Renne! Pośpiesz się.
Przyspieszyłam. Zaraz nawiedziły mnie mysli czy przypadkiem demony kilkokrotnie większe od nas nie mają przewagi przez swój wzrost.
-Will!- powiedziałam szeptem - Mamy szansę ucieć?
Nie odpowiedział. Biegł dalej.
Znów musiałam przyspieszyć, by się z nim zrównać.
Biegł szybciej niz jakikolwiek wilk, którego wcześniej widziałam.
Przy okazji co chwila wysyłał skały, które zatrzymywały naszych wrogów.
-Mam pomysł.
Skinął głowa na znak,że usłyszał.
-Schrońmy się w jakiejś jaskini. Nie zdołają tam wejśc. Są za wysocy.
Znów nic nie powiedział, Skręcił jednak w lewo.
Nadal najbliższą nora był dom Tempess.
Przyszła mi do głowy dziwna refleksja, że gdybym była koniem, to spokojnie można
by powiedzieć, że cwałuję.
Nagle za nami pojawił się demon ze złotymi rogami.
Ryknął wściekle i rzucił we mnie czerwona błyskawicą.
Upadłam porażona siłą pocisku.
(Will?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz