Było ich dwóch, plus mnóstwo ognistych slugusow, których ze sobą przywieźli.
Praktycznie nie miałyśmy szans.
Ale furia była tak wielka, że nie myślałam logicznie.
I to przeze mnie to wszystko się stało.
Warknelam w dziwnej imitacji smiechu i jednych ruchem zabiłam sługę.
Ognisci rzucili się do walki.
***
Ból był okropny.
Czułam zawroty głowy i okropne mdłości.
Czułam ,ze zaraz zemdleje i stoczę na dol.
Wprawdzie była tam jakaś rzeka, ale nieprzytomna i tak nie miałabym żadnych szans.
Cieszyłam się chociaż , że odciągnełam ognistych od Tene i zdołałam przekazać ją Renne.
Płatki wokół mnie zmieniły kolor na fioletowy, co znaczyło, że są już bezpieczne.
Uśmiechnęłam się do siebie.
Skoczyć, czy zostać spaloną/porwaną/zabitą przez tych głupców szukających mnie 5 metrów dalej???
Parsknelam śmiechem, nie dbając juz o dyskrecję i skoczyłam.
Woda była zimna, a moja kostka wykręcona od zderzenia z wodą.
Umysł wyczerpany a mięśnie zdretwiałe.
Cholera.
Mogłoby być lepiej.
Ruszyłam powoli ku brzegowi.
Czułam, że rana na głowie, nie ma zamiaru się zasklepic.
Gdy już prawie zapadłam się w ciemność, poczułam czyjeś silne ramię, ciągnące mnie do powierzchni.
-Zaniosę cie na brzeg. Odpocznij. - powiedziała Eline, moja zmarła przyjaciółka.
(Tene? Sorry, że tak późno)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz