Odgarnęłam liany zastępujące drzwi i wpuściłam kulejącego Willa.
W środku znajdowały się tylko skalne półki i kilka wazonow z kwiatami.
Nie zdążyłam zrobić żadnych zapasów, a przecież doroslemu wilków nie starczy jeden królik dziennie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Mój wzrok spoczął na torbie z eliksirami.
Była to jedyna rzecz, która została mi z poprzedniego życia.
Spojrzałam na przyjaciela. Chyba zauważył na co wcześniej patrzyłam.
-Co tam jest?
Skuliłam się trochę.
-Obiecujesz ,że nikomu nie powiesz?
Skinął głową.
Wzięłam torbę w żeby i ruszyłam ku mojemu ulubionemu miejscu.
Will pobiegł za mną.
Dotarliśmy na miejsce. Było to miejsce gdzie ze skał wypływały wszystkie rzeki.
Tam wyjęłam jedną z bardzo wielu złotych butelek.
Napiłam się zawartości.
Otoczyło mnie światło. Z daleka dobiegały mnie krzyki przyjaciela.
Wzięłam kolejny łyk.
Poczułam ból.
Światło urosło i otoczyło mnie całą.
Krzyknęłam.
***
-Renne? Renne!
Powieki nie miały siły się otworzyć.
-Renne? To ty? Coś Ci się stało?
Uchyliłam tylko jedną z powiek.
-Wiiiill?
-Renne! Co ci się stało... Ta mikstura... Ja tak przepraszam...
-Cooo!?
Wstałam. Poczułam okropny ból w nadgarstkach.
W nadgarstkach?
Zdałam sobie sprawę, że jestem człowiekiem.
-Przepraszam -powiedział i zamknął oczy.
-Co się stało???
-Ja... ja wyrwałem Ci tę butelkę... i wrzuciłem ją do wody... I wtedy ty spadłaś na ziemię i...
-I?
-I... I spadłaś na te torbę...
-Tak? -zachęciłam go z coraz gorszymi przeczuciami.
-I wszystko wylało się do rzek. - zakończył jednym tchem.
(Will?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz