Już od kilku dni chodziłem po terenach jakiejś watahy. Czuć było w niej sporo wilków, lecz i tak była to najmniejsza wataha, na której teren weszłem. Bez jakich kolwiek obaw wchodziłem coraz bardziej w głąb. Nagle zauważyłem białom blamke przebiegającom gdzieś w gęstwinie. Było to dość blisko. Pobiegłem za owom sylwetką. Była to jak się okazało wadera. Odwrócila sie do mnie i chciała się na mnie rzucić. Zatrzymałem ja skrzydłem i przygwoździłem do drzewa.
- Kim jesteś - warkneła.
- Cztery, miło mi - powiedziałem z szyderczym uśmiechem.
(Tempestas?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz