czwartek, 2 kwietnia 2015

Od Izzy do Tene

Wynurzyłam się z krwi. Tene leżała zemdlona. Dobrze, że zbyt częste mdlenie nie ma jakichś skutków ubocznych. Miałybyśmy przechlapane. Zabrałam Tene do mojej nory. Ułożyłam ją na moim posłaniu i przykryłam kocami. Zaczęłam medytować.

Witaj.
No nie to znowu Ty?
(śmiech) Tene śpi, prawda?
Ale śmieszne...
To wcale nie jest śmieszne.
Córek nie powinno się odcinać od ich mam.
(śmiech)
Co?
...

I cisza. 

O co jej chodzi? Muszę się dowiedzieć.

Och. Jak ja nie lubię okłamywać przyjaciół.

Uśpiłam Tene. Obudzi się dopiero  za kilka godzin. Ale i tak na wszelki wypadek...

Tene!
Nie martw się ,że mnie nie ma!
Poszłam się przewietrzyć
 Twoja Parabatai :-)

Napisałam szybko liścik i położyłam obok wadery.
Wybiegłam z jaskini i poleciałam w górę.

Jest! Świątynia Medytacji (Nie dumania, medytacji)!

Stanęłam na marmurze. I weszłam do środka. I zabrałam się do pracy.


Witaj.
Cześć.
Nie lubię rozmawiać w takich warunkach.
Nie lubię i nie będę.
Czekaj.
...
Proszę.
Tak?
Co mam zrobić?
Zgodzić się.
Ok?

Moje pochopnie wyrażone potwierdzenie.

Wokół mnie pojawiły się świece.

I z moich ust wyszły słowa: 

Moja matko, Matko moja, która jesteś w Piekle, niech bezczeszczone będzie twe imię. Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja, jako w Edomie, tak i w Piekle. Nie ma przebaczenia dla mych grzechów, jako że w tym ogniu nad ogniami nie ma ani dobroci, ani współczucia, ani odkupienia. Matko moja, która przynosisz wojny w miejscach wysokich, jak i niskich, przybądź do mnie;
wzywam cię jako twoja córka i przyjmuję na siebie odpowiedzialność za wezwanie ciebie.


-Witaj.
To się nie dzieje naprawdę...
-Tak, złotko. Właśnie wezwałaś Królową Piekła.
Nie patrzę na nią. A jednak. Ona jest... piekna i okrutna. To niewyobrażalne. Jak jedna osoba może być tak piękna i okrutna?
Cudowne czarne włosy. Blada skóra. I czerwone usta. 
-Chciałaś mnie o coś zapytać?
-Tak. Kim jestem? Kim jest mój ojciec? Dlaczego mi pomogłaś? Dlaczego przyciągam zniszczenie? Dlaczego wykorzystałaś nieobecność Tene?
-Jesteś Isabelle. Piękne imię. 
Twój ojciec to wysoko postawiony demon. 
Zniszczenie masz w genach.
Po za tym chyba nie chciałabyś ,by Tene to słyszała?
Prawda?

Jej śmiech jest taki okrutny i dźwięczny...
-Dlaczego mi pomogłaś?
-Domyśliłaś się już. Jestem Twoją mamusią...

Cofnęłam się. To nie prawda!
-Kłamiesz! Widziałam Swoją mamę. To była wadera!
-Oj głupiutka, malutka Izzusia. Mamusia może różnie wyglądać.
Lilith zamieniła się w wilka. Nadal była piękna. I okrutna.
-Ni... Nie wierzę Ci... 
-Myślisz ,że ty tez masz tylko jedną postać.
Ludzka już Lilith podniosła rękę. A mnie przeszył okropny ból.
I zobaczyłam siebie.
Jako upadłego anioła.
Ciemne brąz włosy. Blada skóra. Czarne,anielskie skrzydła.
-Nie !
-Żegnaj, córko.
-Stój! Pomóż mi to utrzymać w tajemnicy przed Tene.
-Dobrze. Ona nie wyczyta tego z Ciebie. Ale Twój stres i tak zobaczy...


Ona zniknęła. A ja znowu byłam wilkiem.
Mojej przyjaciółki nie było w mojej norze. Pewnie poszła mnie szukać.


O jak błagałam się w środku aby Tene tak naprawdę byłą likantropką...

(Tene? Proszę....)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz